🌥️ Nie Wiem Co Ze Sobą Zrobić
Witam. Jadę do Turcji razem ze znajomymi w dniach 17-25 lipca ( data lotu). Proszę o pomoc w sprawie tego co warto zabrać ze sobą. Zależy mi głównie na tym co zabrać do morza (plaża-kremy, okulary, buty). Dodam, że będziemy mieszkać w hotelu 5* All Inclusive. W hotelu są leżaki plażowe, ręczniki kąpielowe itd. Wiem, że warto
Od dawna czuję się przygnębiona nic mnie nie cieszy aktualnie kończę 3 klasę gimnazjum a mój stan utrzymuje się od 6 klasy podstawówki. Czuję jakbym wszystko robiła z przymusu nie czerpię z niczego przyjemności. Czasami zwyczajny uśmiech jest dla mnie wysiłkiem, czuję się cały czas samotna mimo,
Z jednej strony napisałaś, że nie obchodzą Cię ludzie, ale z drugiej strony deklarujesz, że potrzebujesz kontaktów z ludźmi, co jest naturalne i jak najbardziej zdrowe. Jeśli czujesz, że Twoje samopoczucie z dnia na dzień staje się coraz gorsze, zastanów się nad konsultacją u psychologa/psychiatry.
Kocham mojego chłopaka, żyję tylko dla niego, ale czuję że już nie mam siły i pare dni temu chciałam się zabić, ale on całą noc nie spał i mnie pilnował na odległość, bo niestety nie mieszkamy zbyt blisko siebie.. Nie wiem co ze sobą zrobić, chce żyć i być szczęśliwa ale nie wiem jak to zrobić. -- 24 lut 2014, 19:31 --
Jeśli ktoś ma Cię polubić, niech lubi Cię za to, kim jesteś i co sobą reprezentujesz. Nowe rzeczy często wiążą się z dużą odpowiedzialnością, bo to od nas zależy jak się wszystko dalej potoczy. Dobra zmykam oglądać blogi innych, bo zachorowałam i nie wiem co ze sobą zrobić. Do następnego!
Muszę też przyznać, że gdy mamy dzień bez treningu, to nie wiem, co ze sobą zrobić przez ten wolny czas. Wiadomo, że chwile regeneracji, odpoczynku i wytchnienia są bardzo ważne, a tych czasami potrafi być za mało, ale jednak lepiej jak coś się dzieje – oceniła ambitna i pracowita Wiewióra.
Redakcja. co po maturze niezdana matura. Niezdana matura to dla niektórych koniec świata. Osoby, którym powinęła się noga, myślą o wiążącym się z tym wstydem oraz niepewną przyszłością. Na szczęście zarówno jedno, jak i drugie nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Po pierwsze porażki zdarzają się wszystkim, jak
Co zrobić, kiedy czuję się naprawdę źle? 2016-04-05 22:36:01; Co zrobić jak się źle czuję? 2017-12-24 11:17:40; Okropnie źle się czuję (psychicznie). Co robić? 2012-04-12 19:54:08; Nie wiem co ze sobą zrobić. Okropnie źle się czuję (psychicznie). Chodzę zdenerwowana, ciagle płaczę.Co się ze mną dzieje? 2012-03-28 20:36:37
Problem z byciem sobą,co zrobić? 2011-07-23 22:52:46; Tęsknie Nie wiem co ze sobą zrobić Pomożecie? 2010-03-28 12:52:20; Mam Problem i nie wiem jak to mu powiedzieć Pomożecie? 2009-07-19 22:58:45; Nie wiem co zrobić - problem z samym sobą? 2011-09-24 00:03:36; Mam problem, ze samą sobą. Co mam zrobić? 2015-12-12 19:49:46; mam
Za chwilę będę miał przerwę w próbach i pierwszy raz od dłuższego czasu, nie wiem, co ze sobą zrobić (śmiech). Zdaje się, że jakiś czas temu zagrał pan też w niemieckim serialu.
Zwykle doprowadza to do ataku paniki, nie wiem, co ze sobą zrobić i kompletnie nie mogę się uspokoić. Wczoraj trwało to kilka godzin, od około 23 do 3 nad ranem Płaczę jak małe dziecko, zaczynam się od tego dusić, znów pojawiają się myśli o samookaleczeniu byle tylko nie czuć tego wewnętrznego bólu
GoĹ Ä : dioda Re: Wiem co zrobić, żeby skutecznie i szybko schu IP: *.tuczno.sdi.tpnet.pl 02.07.04, 19:10 Sory koleś ale wydaje mi się że przegiołeś. Rozumiem że kobieta przy wzroście
3QUXGFr. Dołączył: 2008-10-27 Miasto: Warszawa Liczba postów: 129 4 listopada 2019, 12:07 Jestem mamą 2 latka na wychowawczym, ustaliliśmy z mężem że będzie w domu do 3 lat więc w przyszłym roku od września do przedszkola. W czasie wychowawczego planowaliśmy od razu 2 dziecko i super wszystko się udało na początku roku byłam już w ciąży, wszystko miało sens, dziecko we wrześniu i czas na odchowanie dwójki. NIESTETY w kwietniu w 18 tygodniu ciąży poroniłam ;( od tamtej pory nie wiem już co ze sobą począc :( synek już jest coraz starszy, oczywiście mnie potrzebuje ale ja to już nie to co wcześniej. Jeśli chodzi o prace to nie chce wracać do swojej branży i chciałabym się przebranżowić więc powrót do pracy jest dla mnie niewiadomą :( oprócz tego wciąż chcemy mieć drugie dziecko i to nie dużo po młodszym, no ale troszke leczylam się ginekologicznie po poronieniu i teraz już niby mogę ale nie wiem czy się uda, boję się że może być znów coś nie tak, czas ucieka i ciąża to znów czas w domu . Na prawde wszystko wydaje mi się trudne i skomlikowane nie wiem co postanowić i zaplanować i co zrobić ze swoim życiem a jednocześnie ostatnia nieudana ciaża pokazała mi że nie można sobie zaplanować NIC, bo z dnia na dzień to co było piękne zostało mi odebrane. Napisałam bo szukam wsparcia, pocieszenia ? sama nie wiem, męczy mnie to wszysko :( Dołączył: 2018-10-07 Miasto: Liczba postów: 6760 4 listopada 2019, 12:38 Daj sobie czas od kwietnia tak naprawdę minęło niewiele czasu .Może zajmij się właśnie sprawami dot. zmiany wiele razy w ciągu życia może poronić i nawet o tym nie wie. To nie twoja wina tylko do góry Dołączył: 2017-09-05 Miasto: Liczba postów: 9890 4 listopada 2019, 12:39 Ustal sobie priorytety, Jeśli chcecie 2 dziecko to się starajcie. 3 lata różnicy między rodzeństwem to nie tak dużo, a zobaczysz, że nawet z taką różnicą będzie Ci łatwiej. Starsze poślesz do przedszkola i będziesz miała czas dla niemowlaka oraz na ogarnięcie domu. Z 2 mniejszych mniej samodzielnych dzieci z mniejszą różnicą wieku jest o wiele ciężej . Skoro zamierasz się przebranżowić, czyli zacząć od początku to nie ma znaczenia, kiedy wrócisz do pracy, chyba że masz już dość bycia w domuWspółczuje Ci poronienia, ale w kwestii organizacyjnej nic się przecież nie stało, że plany trochę się przesunęły. Cały czas macie szanse na ich realizację. Po bolesnych przeżyciach naturalne, że się martwiszNie pierwszy i nie ostatni raz w życiu coś pójdzie nie po Twojej myśli. Trzeba nauczyć się z tym godzić, że nie na wszystko mamy wpływ i starać się być elastycznym, bo inaczej dostaniesz kićka. Edytowany przez Marisca 4 listopada 2019, 12:44 Dołączył: 2011-06-10 Miasto: Opole Liczba postów: 3554 4 listopada 2019, 12:58 . Edytowany przez Aspenn 5 listopada 2019, 09:21 Dołączył: 2013-07-28 Miasto: Liczba postów: 987 4 listopada 2019, 13:40 bardzo mi przykro :( mama ginekolog otworzyla fundacje (Fundacja Ernesta) i tam dziala chat z psychologiem, wlasnie dla kobiet po stracie ciazy,napisz...mam nadzieje ze cos pomoga. Dołączył: 2007-08-31 Miasto: Yp Liczba postów: 4815 4 listopada 2019, 13:40 Nie warto sobie zycia komplikowcdla Ciebie tragédia, ale masz juz jedno zdrowe sie ginekokog nie widzi przeciwskazan, a Z mezem planujecir drugie dziecko, tó starajcie kolezanka poronila pierwsze dziecko, w sumie niewiadomo dlaczego. Odczekali roku. Szybko zaszla w druga ciaze I nie miala zadnych problemow. Urodzila niedawno zdrowe dziecko. awokdas 4 listopada 2019, 14:47 starajcie sie teraz, szkoda czekać, a nuż sie uda, myśl pozytwnie Dołączył: 2012-01-08 Miasto: Agnieszkowo Liczba postów: 243 4 listopada 2019, 15:47 Ja straciłam dwie ciaze po sobie , oczywiście ze może pójść coś nie tak. Nie poddawaj się , ale jeśli mogę Ci coś poradzić - poczekaj aż psychicznie będziesz się czuła lepiej. Ja nie byłam gotowa na 3 ciaze. Teraz mam cudownego synka , ale z konsekwencjami tego ze nie byłam w dobrej kondycji mierze się do dzisiaj. Obecnie jestem w czwartej ciazy. Proponuje wizytę u psychologa i najlepiej terapie. Głowa do góry kochana , nie jesteś z tym sama. Dołączył: 2007-02-06 Miasto: Liczba postów: 10562 4 listopada 2019, 18:03 mysle ze potrzebujesz czasu i spokoju a wszytsko sie ulozy. Moja siostra poronila trzy razy, pozniej uradzila zdrowa coreczke, za kilka lat blizniaki i pozniej jeszcze dwoje dzieci - ma piatke, sa juz prawie wszystkie dorosle . Zycze by ci sie ulozylo:) Dołączył: 2018-12-17 Miasto: Barbados Liczba postów: 432 5 listopada 2019, 10:48 Jestem mamą 2 latka na wychowawczym, ustaliliśmy z mężem że będzie w domu do 3 lat więc w przyszłym roku od września do przedszkola. W czasie wychowawczego planowaliśmy od razu 2 dziecko i super wszystko się udało na początku roku byłam już w ciąży, wszystko miało sens, dziecko we wrześniu i czas na odchowanie dwójki. NIESTETY w kwietniu w 18 tygodniu ciąży poroniłam ;( od tamtej pory nie wiem już co ze sobą począc :( synek już jest coraz starszy, oczywiście mnie potrzebuje ale ja to już nie to co wcześniej. Jeśli chodzi o prace to nie chce wracać do swojej branży i chciałabym się przebranżowić więc powrót do pracy jest dla mnie niewiadomą :( oprócz tego wciąż chcemy mieć drugie dziecko i to nie dużo po młodszym, no ale troszke leczylam się ginekologicznie po poronieniu i teraz już niby mogę ale nie wiem czy się uda, boję się że może być znów coś nie tak, czas ucieka i ciąża to znów czas w domu . Na prawde wszystko wydaje mi się trudne i skomlikowane nie wiem co postanowić i zaplanować i co zrobić ze swoim życiem a jednocześnie ostatnia nieudana ciaża pokazała mi że nie można sobie zaplanować NIC, bo z dnia na dzień to co było piękne zostało mi odebrane. Napisałam bo szukam wsparcia, pocieszenia ? sama nie wiem, męczy mnie to wszystko :( Wszystko będzie dobrze, poronienia się zdarzają, choć głośno się o tym nie mówi. Kuzynka męża za pierwszym razem poroniła, a później urodziła - trojaczki Wiadomo, że ci ciężko. Ale jeśli nie masz przeciwwskazań to starajcie się już i na pewno uda ci się zajść w ciąże. Też aktualnie zaczynam się starać o drugie dziecko - mam już jedno - córka 4 latka i również nie wiem czy wszystko pójdzie gładko....
Temat: Nie wiem co ze sobą zrobic, nie wiem co o sobie myslec. (długo) Nie mam pojęcia, od jak dawna trwa ten "problem", o którym chcę opowiedziec, po prostu uznajmy, że sprawy mają się tak od zawsze - czyli od tak dawna, że jesli kiedykolwiek było inaczej, to nawet tego nie pamiętam. Jest to dla mnie swego rodzaju norma, norma z którą jestem zżyta na tyle, że nawet teraz, w wieku 20 lat, zastanawiam się czasem, czy taka już nie jest po prostu moja natura. Może jest, a może nie, mimo wszystko nie jestem wczesnoszkolnych lat nie pamiętam zbyt dobrze, ale za to pózna podstawówka (10-12 lat) uchowała się w tej pamięci całkiem dobrze, bo mniej więcej wtedy zaczęły się moje największe problemy z rówieśnikami. Ponoc zawsze byłam "innym" dzieckiem, ale dopiero pózniej zaczęłam zwracac uwagę na te różnice, zastanawiac się nad nimi - w każdym razie były one na tyle znaczne, że nigdy nie mogłam znalezc z innymi wspólnego języka. Nie zawsze dlatego, że bardzo chciałam, ale byłam swego rodzaju odludkiem, kims kto pomimo jakiejs potrzeby bliskosci trzymał się na uboczu, nie starał utrzymywac kontaktów (tych, które już miał), nie chciał ich pogłębiac; ciągnie się to za mną do dzis, ale po małomówna, bezkonfliktowa (aż do przesady), mało "ekspresyjna", niestety przy tym nadwrażliwa, przez co ciężko znosiłam różne przygody i nieprzyjemnosci, a także - co najgorsze - po prostu bezmyslna. Taki kosmita. Byłam dla innych zapewne kims w rodzaju nieszkodliwego głupka, bo nawet praca w zespole (głównie gry) była dla mnie istną katorgą przez nieumiejętnosc skupienia się i koncentracji, zrozumienia. Zawsze czułam się "nie na miejscu", "nieadekwatna", głównie w takich sytuacjach, gdzie byłam niejako zmuszona do brania udziału w czymkolwiek, do aktywnosci. Od matki i szkolnego pedagoga słyszałam, że jestem "dojrzała" jak na swój wiek, parskam smiechem, gdy o tym mysle... Nie byłam dojrzała, tylko jakiegos niezbyt skomplikowanego polecenia, rowniez dzis wiąże się niekiedy z dużym problemem, bo bywa, że w połowie zadania tracę "wątek", jakby ktos zresetował mi pamięc i nagle przez to nie wiem, co dalej robic, nawet podczas robienia kawy, czy zbierania się do wyjscia, co potrafi zabrac mi niekiedy naprawdę dużo czasu. Niemal zawze robię wzytko dwa, trzy razy dłużej niż wtedy, że nie potrafię myslec i rozmawiac tak, jak rozmawiają ze sobą i myslą inni ludzie. Zebranie do kupy konkretnej mysli i przekazanie jej swiatu za pomocą zrozumiałego, szykownego zdania wypowiedzianym bez zająknięcia i przestojów potrafi by wyzwaniem; bywa, że nie wiem co powiedziec, nawet, gdy rozmawiam z rodzicami, najbliższymi mi osobami. Pod tym względem bywa lepiej, gdy mam "lepszy dzien", potrafię wtedy nawet normalnie i sensownie gadac, jednakże pustka w głowie, trudnosc w sformułowaniu mysli i utrzymaniu jej to mój chleb powszedni. Gimnazjum to okres, gdy zaczęłam było niejako apogeum tego wszystkiego, potrzeba odcięcia się i izolacji była na tyle duża, że nie byłam w stanie usiedziec całego tygodnia w szkole, po prostu już nie chciałam tam przebywac. Przynajmniej przez jeden, czy dwa dni musiałam zostac w domu przed kompem, inaczej czułam się bardzo zle, a pod koniec trzeciej klasy praktycznie przestałam chodzic na lekcje, przez co - siłą rzeczy - zawaliłam rok. Nie byłam zła, smutna, czy zmartwiona, przyjęłam to obojętnie, jak cos, co po prostu musiało się zdarzyc, prędzej czy pózniej. Złosc i smutek matki też nie wywarły na mnie większego że wpuszczałam do domu znajome z klasy, które się "wpraszały", bywało też, że nie otwierałam im drzwi pomimo dzwonienia i nie odbierałam telefonów, żeby tylko byc samą. Na naruszanie "miru domowego" potrafiłam reagowac z dużym spięciem i irytacją - teraz już tak nie jest głównie dlatego, że nikt nie chce mnie odwiedzac, co nawet mnie cieszy. Liceum koniec końców skonczyłam, w szkole dla dorosłych, bo do zwykłej szkoły na co dzień i tak nie byłam w stanie już chodzic, a na pewno nie uczyc się w niej. Nienawidziłam o potrafię od tamtej pory robic całkowicie dobrowolnie i z chęcią, kiedy już nie muszę się zmuszac do przyjscia do szkoły cztery razy w miesiącu to przeglądanie internetu, picie kawy i wychodzę z domu, kiedy nie muszę, bo poza pokojem, wsród ludzi często czuję dyskomfort, zwłaszcza, gdy mam wrażenie, że jestem obiektem czyichs obserwacji, rozmów, że wzbudzam dziwną ciekawosc, rozbawienie, może politowanie; gdy słyszę smiech w pobliżu, obok, to jestem niemal przekonana, że to ja jestem jego przyczyną. Ale też najzwyczajniej mi się nie chwili obecnej zostały mi (poza rodzicami) dwie osoby, z którymi utrzymuję naprawdę sporadyczny kontakt i nie czuję potrzeby, żeby to zmieniac. Nawet nie chcę się z nimi widywac, bo ich usposobienie od jakiegos czasu jest dla mnie drażniące. Ludzie ogółem po prostu mnie drażnią, za to w kontakcie bezposrednim są mi obojętni. Są dla mnie tak samo obcy i niezrozumiali jak ja dla nich zapewne, znajdują się za zasłoną, kurtyną, oddzieleni grubą kreską. Ten swiat razem z nimi jest dla mnie dziwnie "nierealny", w oddali, jak gdyby znajdował się w innym wymiarze, a ja do niego przenikam tylko częsciowo, bo swoje prawdziwe zmysły i uczucia mam pozostawione gdzies po drugiej stronie, niedostępne ani dla mnie, ani dla nikogo. Nie czuję tego swiata, nie żyję nim. Nie czuję siebie. Mogłabym isc spac i się więcej nie obudzic, bo nic mnie tu nie trzyma, nie ma siły, która każe mi pchac to przedstawienie do przodu, prawie nie mam energii, nie mam woli. Prawie nic mnie nie obchodzi. Wszystko dla mnie jest bezbarwne i nieprzyjemne, jak w czarno-białym filmie ma znaczenie drugorzędne, najważniejsze jest moje uciekanie w swiat fantazji, bo tylko to daje mi prawdziwe poczucie szszęscia, poczucie tego, że żyję i jestem prawdziwym człowiekiem, ponieważ zwykły swiat i zwykli ludzie nie są w stanie mi tego dac. Nie jestem w stanie stworzyc z drugim człowiekiem zwykłej, przyjacielskiej, intymnej relacji, nie potrafię odczuc więzi względem drugiej osoby, nie potrafię zdobyc się na zwykłą sympatię. Wiem co to znaczy lubic, kochac, ale nigdy tak naprawdę tego nie doswiadczyłam, nawet wobec rodziców i pomimo, że ich naprawdę szanuję i są dla mnie ważni, to moje uczucia wobec nich są sztywne, matowe, pozbawione głębi i znaczenia. One są niczym. Mogę byc nieufna, czuc złosc, dezaprobatę, irytację, strach lub gniew, bardzo rzadko jednak cos z przeciwległego bieguna, pozytywnego, żywego. Dwa tygodnie temu miałam pierwszą wizytę u psychiatry, jutro idę na następną. Przepisał mi sulpiryd i nie postawił na razie żadnej diagnozy. Ta wizytacja wyszła z inicjatywy mojej matki, gdy powiedziałam jej o sniegu optycznym, z którym też żyję praktycznie od zawsze, a potem ta doczytała sobie, że to nie jest kwestia zaburzeń wzroku, tylko umysłu. Do niczego mnie nie zmusiła, sama ją potem przekonywałam, że jestem pewna, że chcę isc. Zawsze to cos nowego w życiu.
Strona 1 z 1 [ Posty: 11 ] Nie wiem co mam zrobic... Autor Wiadomość Dołączył(a): Wt maja 22, 2018 19:19Posty: 140 Nie wiem co mam zrobic... problem. Narobilem balaganu lekarzom i terapeutom przez moja glupote... teraz nie mam odwagi do nich isc i przyznac sie do bledu. Oni mi chcieli pomoc i narazali sie dla mnie a ja im taka zadyme robilem ze szkoda gadac. Problem w tym ze mam problem z ustaleniem diagnozy i ogulnie w okol mnie toczy sie naprawde wiele problemow roznego rodzaju takze tych prawnych... boje sie isc udac do placowki ktora mi chciala pomoc bo to jest nie latwa sprawa w okol mnie a ja sprawialem same klopoty ludziom ktorzy naprawde mi pomagali... Boje sie tez ze moga mnie za to zamknac poniewaz w stosunku do mojej diagnozy jest duzo problemow prawnych i na mojej osobie tez popelniono pewnego rodzaju przestepstwo swiadomie podaja mi leki przez pewnych lekarzy ktore mi zaszkodzily... ogulnie to jest sprawa jak w jakim filmie kryminalistycznym i nie wiem jak sie polapac w tym wszystkim... dodatkowo mam terqz takiego doła, taka depresje ze szkoda gadac...Prosze pomozcie co mam robic... Pt maja 14, 2021 16:39 Dowiar Dołączył(a): So kwi 10, 2021 15:53Posty: 377 Re: Nie wiem co mam zrobic... Zajmij się naprawianiem szkód jakie wyrządziłeś, to leczy najlepiej z choroby! Nie ma lepszego lekarstwa. Szczere przyznanie do winy oraz naprawianie daje szansę na lżejszy wyrok. Rób coś, nic nie robienie daje doła. Pt maja 14, 2021 16:53 Tomkris Dołączył(a): Wt maja 22, 2018 19:19Posty: 140 Re: Nie wiem co mam zrobic... Dowiar napisał(a):Zajmij się naprawianiem szkód jakie wyrządziłeś, to leczy najlepiej z choroby! Nie ma lepszego lekarstwa. Szczere przyznanie do winy oraz naprawianie daje szansę na lżejszy wyrok. Rób coś, nic nie robienie daje zle mnie zrozumiales... nie zlamalem prawa... nie ja... chodzi o to ze pewni lekarze leczyli mnie lamiac prawo a inni chciali mi pomoc narazajac sie na konflikt z nimi... Teraz Ci lekarze ktorzy mi pomogli maja problemy przez moja glupote a ja nie mam odwagi do nich isc i im o tym powiedziec natomiast boje sie tez ze miarka sie juz przebrala i Ci co mi chcieli pomoc zamkna mnie w za to ze im takiego balaganu zrobilem i nie mowie tu o wiezieniu.... Mam problem z lekarzami.... Pt maja 14, 2021 17:01 Dowiar Dołączył(a): So kwi 10, 2021 15:53Posty: 377 Re: Nie wiem co mam zrobic... Ta sytuacja Ciebie czegoś nauczyła, czy nadal popełniasz głupotę, skorygowałeś to? Pt maja 14, 2021 17:39 Tomkris Dołączył(a): Wt maja 22, 2018 19:19Posty: 140 Re: Nie wiem co mam zrobic... Jesli to teraz sprubuje skorygowac to moge zaplacic za to nawet zyciem... wiem ze to glupie co pisze ale roznie to bywa... nie wiem co mam robic... Pt maja 14, 2021 20:35 Dowiar Dołączył(a): So kwi 10, 2021 15:53Posty: 377 Re: Nie wiem co mam zrobic... Tomkris napisał(a):Jesli to teraz sprubuje skorygowac to moge zaplacic za to nawet zyciem... wiem ze to glupie co pisze ale roznie to bywa... nie wiem co mam robic...Jeżeli nie możesz napisać tutaj czegoś więcej to napisz na priv, nic nie obiecuje, ale spróbuje coś podpowiedzieć. Pt maja 14, 2021 20:45 Kael Dołączył(a): Śr kwi 04, 2012 15:51Posty: 15038 Re: Nie wiem co mam zrobic... Tomkris Dlaczego zaraz tak dramatycznie? Podejrzewasz, ze ciebie ci lekarze zamorduja? Takie masz zle zdanie o nich?W koncu wiedza, ze jestes chorym czlowiekiem i biora na to zdaniem powinienes jasno porozmawiac z zainteresowanymi i wyjasnic watpliwosci. Inaczej (byc moze zupelnie bezpodstawne) obawy i wyrzuty sumienia ciebie wykoncza. Pt maja 14, 2021 20:48 niewazny12 Dołączył(a): Śr kwi 09, 2008 10:19Posty: 1199 Re: Nie wiem co mam zrobic... Tomkris, czy te Twoje wielkie problemy nie wynikają przede wszystkim z trudności religijnych, np. tych z rachunkiem sumienia i spowiedzią? Czy Twoje zaburzenia psychiczne nie koncentrują się przede wszystkim wokół religii?Byłem u spowiedzi i Komunii po raz pierwszy od ponad roku. Nie robiłem jakiegoś bardziej szczegółowego rachunku sumienia... "Boję się" tej praktyki... Tomkris, chyba masz poważne problemy ze skrupulanctwem czy skłonnościami do niego... Mam myśli, że takie osoby w ogóle nie powinny robić dłuższych rachunków sumienia i odbywać dłuższych spowiedzi. Mam "traumatyczne" doświadczenia z długimi rachunkami sumienia czy spowiedziami. W moim przypadku problemy religijne mogą "bardzo wpływać" na mój stan psychiczny według mnie, chociaż myślę, że nawet i wtedy, gdybym nie wierzył w możliwość strasznej kary Bożej, to i tak miałbym takie same orzeczenia dotyczące niepełnosprawności i zdolności do pracy. _________________Bóg jest tylko jeden. Nie ma boga poza BOGIEM. Nie chcę iść do piekła! Nie chcę być potępiony bez końca! Wszystko, co nie jest Bogiem, jest stworzeniem jedynego Boga, jaki istnieje we wszechbycie. Bóg jest niezmienny, bez początku, bez końca. Pt maja 14, 2021 21:53 Robek Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04Posty: 6825 Re: Nie wiem co mam zrobic... niewazny12 napisał(a):Mam "traumatyczne" doświadczenia z długimi rachunkami sumienia czy spowiedziami. W moim przypadku problemy religijne mogą "bardzo wpływać" na mój stan psychiczny według mnie, chociaż myślę, że nawet i wtedy, gdybym nie wierzył w możliwość strasznej kary Bożej, to i tak miałbym takie same orzeczenia dotyczące niepełnosprawności i zdolności do sie piekła? a tego że nagle zaatakują kosmici i wszystkich pozabijają, to tego sie nie boisz? przecież prawdopodobieństwo zaistnienia obu tych sytuacji jest takie samo. _________________Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało. So maja 15, 2021 17:36 Dowiar Dołączył(a): So kwi 10, 2021 15:53Posty: 377 Re: Nie wiem co mam zrobic... niewazny12 napisał(a):Rachunek sumienia jest naMam "traumatyczne" doświadczenia z długimi rachunkami sumienia czy spowiedziami. W moim przypadku problemy religijne mogą "bardzo wpływać" na mój stan psychiczny według mnie, chociaż myślę, że nawet i wtedy, gdybym nie wierzył w możliwość strasznej kary Bożej, to i tak miałbym takie same orzeczenia dotyczące niepełnosprawności i zdolności do sumienia, nie musi być długi, a głownie najważniejszy jest przed samym sobą. My sami sobie stwarzamy największe kary. Należy nauczyć wybaczać nie tylko innym, ale i samemu sobie. Wybacz sobie i idź nie grzesz więcej. Amen!Oczywiście nie należy wpadać w skrajność zbyt łatwego rozgrzeszania się ze wszystkiego jak leci. I druga skrajność ciągłego obwiniania siebie za wszystko. We wszystkim musi być umiar ma moc dawania sobie samemu rozgrzeszenia, jeżeli robi to autentycznie i od serca, a nie mechanicznie czy z pokrętnym zamiarem. Jeżeli przy tym ma wsparcie mądrego kapłana, to będzie miał dodatkowe wsparcie, w dobrej sprawie. So maja 15, 2021 18:16 Tomkris Dołączył(a): Wt maja 22, 2018 19:19Posty: 140 Re: Nie wiem co mam zrobic... Kael napisał(a):Tomkris Dlaczego zaraz tak dramatycznie? Podejrzewasz, ze ciebie ci lekarze zamorduja? Takie masz zle zdanie o nich?W koncu wiedza, ze jestes chorym czlowiekiem i biora na to zdaniem powinienes jasno porozmawiac z zainteresowanymi i wyjasnic watpliwosci. Inaczej (byc moze zupelnie bezpodstawne) obawy i wyrzuty sumienia ciebie podejrzewam ze mnie zamorduja ale moga przymusowo zamknac a wtedy dostana mnie tylko martwego bo nie pozwole im na okol mnie tyczy sie nie latwa sprawa i to jest problem zarowno dla mnie jak i dla osob ktore chca mi pomoc, przynajmniej na razie pomoc... N maja 16, 2021 0:49 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Strona 1 z 1 [ Posty: 11 ]
34 letnia singielka, pracująca i mieszkająca w Warszawie. Od ponad 2 lat zmagam się z zalążek sobą ale dobiła mnie śmierć mamy – 3 miesiące temu. Trudno mi jest pisać o sobie, bo też nie do kaca umiem opisać co czuje. Ale może w punktach uda mi się to opisać: - nic mnie nie cieszy (walczyłam o podwyżkę i jak już ją dostałam to nawet mnie nie ucieszyła), jak myślę, żeby zrobić mała przyjemność np. pójść do restauracji na obiad to w tej samej sekundzie widzę, że pewnie i tak nie będzie smaczne a wydam kasę, a pójdę sama i stwierdzam, że to bez sensu), jak kupie sobie jakiś drobiazg to karce siebie po co mi to, że tylko wydałam kasę - czuje się taka strasznie samotna i w sumie nie mam znajomych z którymi mogłabym spędzać czas wolny a fakt, że jestem sama ze swoją głową to już czasem odechciewa się żyć i wiele razy zastanawiałam się jak bym tak skoczyła z budynku albo skoczyła pod pociąg - teraz jak mama odeszła to karciłam siebie, że nie mogę słuchać muzyki, uśmiechać się, że byłam taką nie dobrą córką, bo ciągle coś mamie wytykałam - ogólnie wszyscy mówią, że ciągle tylko marudzę - ponad 2 lata temu rozstałam się z chłopakiem ale ciągle mamy ze sobą kontakt tylko dlatego, ze ja nie mogę uwolnić się od niego, ciągle sobie wmawiam, że „facet dla mnie” ale wiem też, że nie jest ale ciągle go mecze i pisze i proszę o spotkanie …próbowałam szukać kogoś innego, ale i tak wracam w myślach do byłego i czuje jak by mnie cały czas trzymał przy sobie - czuje się tak jak bym stała na skrzyżowaniu i nie wiem w którą stronę iść, co robić, czego chce od życia, nie umiem zdecydować, a w zasadzie to nie wiem czego ja chce do czego ja dążę, nie chciałam być sama a póki co to wygląda to tak jak bym robiła wszystko żeby być nieszczęśliwa - mam problemy ze spaniem, z zaśnięciem, myśli nie pozwalają mi spać i ciągle czuje się strasznie zmęczona Byłam na wizycie u psychologa ale w ramach pakietu medicover, pani psycholog dużo mówiła o śmierci mamy i zasugerowała co powinnam zrobić, by się z nią pożegnać, bo niestety ale nie miałam możliwości. I zaleciła wizytę u psychiatry w celu zdiagnozowania depresji i przypisaniu tabletek. Byłam u psychiatry, zadał mi kilka pytań i wypisał receptę na (Aurorix i Trittico), nie powiedział czy faktycznie to depresja, tylko, że tabletki powinny pomóc i żebym przyszła za miesiąc. Nie lubię brać tabletek i nie jestem przekonana, że rozwiążą problem dlatego piszę, czy te tabletki powinnam brać, czy jednak nie. W którym kierunku powinnam pójść, od czego zacząć …Wiem, że terapie są długie i drogie i niestety mnie na to nie stać
Skip to content Już nie wiem co ze sobą zrobić, samotność mnie zjada. Już nie wiem co ze sobą zrobić, samotność mnie Przeglądasz 7 wpisów - od 1 do 7 (z 7) Trochę czytam forum od pewnego czasu. Chciałbym się trochę wygadać. Z tego co widzę, to większość ludzi tutaj ma albo 20 parę lat i jeszcze parę lat przed sobą albo jest po 30, ale ma rodziny i problemy z nimi, które potencjalnie można rozwiązać. Ja mam 31 lat i nie mam prawie nikogo w życiu. Jakoś na drugim roku studiów wpadłem w głęboką depresję, z której nie potrafiłem się podnieść przez kilka lat. Udało mi się wykaraskać dopiero po kilku latach, mam dobrze płatną pracę, wróciłem do sportu, wydawało mi się, że moje życie powoli zaczyna wracać na dawne tory (chociaż stosunkowo niedawno dowiedziałem się, że tak naprawdę nigdy na nim nie było). Niemniej cały czas odczuwałem samotność, chociaż wtedy jeszcze nie tak dotkliwie jak teraz. Miałem jakieś tam grono znajomych, z którymi można było spędzać czas, ludzie funkcjonowali trochę jak w latach studenckich. Ale z biegiem czasu towarzystwo się wykruszało, albo się żenili, albo pozostając w długoletnich związkach zmieniali priorytety. A ja byłem sam, na co oczywiście miała wpływ praktycznie zerowa samoocena, wynikająca z toksycznego domu, jak i przebytych problemów (które pewnie też były nim spowodowane). Chociaż miałem wtedy jeszcze nadzieję, że w końcu kogoś fajnego poznam, wierząc, że to kwestia powrotu z depresji do normalności. No i traf chciał, że poznałem, tyle że wtedy odezwały się moje kompleksy, nieumiejętność radzenia sobie z uczuciami, lękowy styl przywiązania i cały ten rozpierdol, który dostaje się w gratisie od niedojrzałych rodziców, w związku z czym nic z tego nie wyszło. Od ponad roku chodzę na terapię, która sporo poprawiła w mojej samoocenie i kontroli nad emocjami i uczuciami, ale nie zmieni przecież tego, że czuję się strasznie samotny. Nie mam żadnych nieplanowanych interakcji z innymi ludźmi, nie mam z kim iść na spacer albo po prostu pogadać itd. Czasami oczywiście zdarza się, że ktoś mnie zaprosi gdzieś na grilla albo domówkę, ale raz, że zdarza się to coraz rzadziej, dwa to jest stałe i to samo grono osób, w związku z czym nawiązanie z kimkolwiek bliższej relacji nie wchodzi w grę. Nie wierzę w zapewnienia, że „można być szczęśliwym z samym sobą”, może niektórzy potrafią, ale ja wiem, że nie. I bardzo mi brakuje kogoś bliskiego, kto i mnie by traktował jako kogoś bliskiego, a nie po prostu kolegę czy kumpla, którego można gdzies zaprosić, bo się fajnie z nim bawi, ale potem się wraca do swojego życia. Nie potrafię się już nawet cieszyć się drobnymi sukcesami czy rzeczami, które kiedyś sprawiały mi przyjemność, bo nie mam się z nimi z kim podzielić. O jakiejś intymności, czy bliskości nawet nie wspominając. Wiem, że wiele osób uważa, że „można być też samotnym w związku”, ale to co za samotność, skoro można się przynajmniej do kogoś odezwać albo przytulić, a ja mogę co najwyżej wymienić parę zdań przez internetowy komunikator? Praktycznie nie mam rodziny, rodzeństwa, kuzynostwa, więc takie relacje też nie wchodzą w grę. Z roku na rok jest coraz gorzej i chociaz udało mi się uporać z wieloma czarnymi myślami o sobie samym, to na ich miejsce wschodzą nowe – takie życie jest mordęgą i obawiam się, że wcześniej czy później znów wpędzi mnie w depresję, chociaż bardzo staram się uważać i walczyć z depresyjnymi myślami, ale czasami nie daję rady. Przy czym wiem, że to wszystko jest spowodowane „głową” i gównem, które się w niej przez tyle lat znajdowało, tylko co z tego, że nauczyłem (uczę) się z tym sobie radzić, skoro obiektywnie możliwości już się zamknęły, a okres, kiedy były największe został przez to wszystko zmarnowany? Ja myślę, że nic straconego. Bo samotnych kobiet jest mnóstwo nawet po 30tce. W tym wieku każdy mniej więcej zna oczekiwania od związku i takie relacje z reguły są dojrzalsze. Na Twoim miejscu zaczęłabym wychodzić w różne miejsca, gdzie są inni ludzie spoza ekipy, kino, teatr, zoo, może nawet biblioteka? Może w Twojej miejscowości są pikniki, festyny? Chodź wszędzie i w końcu ta jedyna przejdzie obok i się uśmiechnie! Wybacz, jestem trochę tradycyjna. Zawsze pozostaje internet, ale te wszystkie portale społecznościowe, to 99% kłamstwa… Dasz radę, tylko uwierz w to, zaufaj Opatrzności, otwórz w myślach swoje serce. Jakby było drzwiami zamkniętymi na skobel. Zwizualizuj sobie siebie z partnerką. Nie myśl o sobie jak o osobie, która zestarzeje się sama. Bo tak nie będzie. Zobaczysz. Hej, a co byś powiedział na to, gdyby tu zastosować parę analogii do sportu?: – żeby grać i wygrać trzeba wyjść na murawę, a Ty – z tego co piszesz – póki co większość czasu spędzasz w szatni; czy robisz coś konkretnego, żeby wyrwać się z tego stanu, czy pochłania Cię marazm? – mecz toczy się od 1. do 90. minuty (albo dłużej); Ty jesteś dopiero po pierwszych dwóch kwadransach – czemu więc sądzisz, że już przegrałeś? – jeśli kontuzja uniemożliwia Ci grę, trzeba ją wyleczyć, a najpierw – zdiagnozować; czy oprócz leków na depresję, które „zamrażają” problem, ale go nie rozwiązują, czy byłeś na jakiejkolwiek psychoterapii? „Wygadanie się” jest dobre, bo sprawia, że czujesz się mniej spięty, mniej samotny i masz możliwość spojrzeć na swoje problemy z dystansu i uświadomić sobie pewne sprawy. Często jednak nie jest ono rozwiązaniem. Żeby jakiś problem rozwiązać, trzeba usunąć przeszkody i poczynić pewne działania. Mam wrażenie, jakbyś trochę utknął na etapie „studenckim”, podczas gdy Twoi rówieśnicy są już w stałych związkach lub założyli rodziny. Ale Ty chyba nie chcesz być taką „samotną starszą siostrą”, którą „wypada zaprosić, żeby nie siedziała w domu sama”. Moim zdaniem recepta: Żyj. Próbuj. Bez prób (i czasem porażek) nie da się niczego osiągnąć. Od samego myślenia nic się nie wydarzy… – jeśli kontuzja uniemożliwia Ci grę, trzeba ją wyleczyć, a najpierw – zdiagnozować; czy oprócz leków na depresję, które „zamrażają” problem, ale go nie rozwiązują, czy byłeś na jakiejkolwiek psychoterapii? Nie mam już depresji od paru lat, funkcjonuję normalnie, po prostu boję się, że znowu w nią wpadnę. A o ile wtedy się jakoś wygrzebałem, po dłuższym czasie, o tyle teraz byłby to już duży problem. Napisałem, że od ponad roku chodzę na terapię, która pomogła mi poukładać różne rzeczy w głowie i to już jest dużo, bo wcześniej kompletnie nie byłem świadomy źródła swoich różnych problemów (zwłaszcza, że postrzegałem swoją rodzinę jako zupełnie normalną, a pasuje wręcz wzorcowo do całego szeregu dysfunkcji), ale to „tylko” tyle. Mam wrażenie, jakbyś trochę utknął na etapie „studenckim”, podczas gdy Twoi rówieśnicy są już w stałych związkach lub założyli rodziny. Ale Ty chyba nie chcesz być taką „samotną starszą siostrą”, którą „wypada zaprosić, żeby nie siedziała w domu sama”. Oczywiście, że utknąłem w pewnym sensie na etapie studenckim. Tylko nie wiem jak miałbym się z niego wygrzebać 😀 To nie jest kwestia myślenia typu „jestem beznadziejny, nikt mnie nie będzie chciał”, tylko raczej tego, że nie czuję się komfortowo na myśl o szukaniu kogokolwiek poza kręgiem znajomych, bo zawsze tylko tak potrafiłem i nie mam pojęcia jak to inaczej by miało wyglądać. Zresztą podrywanie losowych dziewczyn na ulicy wydaje mi się strasznie żenujące i przywodzi na myśl raczej różnych desperatów, którzy chcą „zamoczyć”. Poczucie tylu straconych, trochę nie z mojej winy, lat strasznie mi ciąży. Zresztą, chyba jeszcze tęsknię za tamtą 🙂 Chodź wszędzie i w końcu ta jedyna przejdzie obok i się uśmiechnie! Z całym szacunkiem, ale to jest bardzo kobiece podejście 🙂 U mężczyzn tak to nie funkcjonuje. Nie znam żadnego, który poznał kogokolwiek na tej zasadzie. Poza tym ja po prostu jestem katolikiem i chciałbym znaleźć kogoś o podobnym światopoglądzie. A mieszkam w Trójmieście, a pod tym względem duże miasta są dość specyficzne. Serwisy internetowe to oczywiście szambo, nie zamierzam się w to bawić 🙂 No nic, dzięki, chciałem się trochę wygadać (wypisać?) „U mężczyzn tak to nie funkcjonuje” 😁 Fakt, coś w tym jest 🙂 Zbyt piękne, żeby mogło się wydarzyć… Ale przecież nikt Ci nie proponuje podrywać losowych dziewczyn na ulicy 🙂 Raczej wybierz jedną, ale taką, która Ci się spodoba. Za każdą próbą możesz się dowiedzieć czegoś nowego o sobie. Albo i rozczarować (bo czasem niektóre twierdze nie do zdobycia okazują się niewarte zdobywania…) i wypośrodkować swoje wyobrażenie o sobie i innych. Trochę Ci zazdroszczę łatwości, z jaką możesz kogoś poznać. Dla mnie było to zawsze trudne, bo dziewczyny z kościoła były dla mnie zbyt „święte”, a dziewczyny z dyskotek zbyt „zepsute”. Zaś w bibliotece (zwłaszcza wojskowej 😉) naprawdę trudno jest kogoś poznać. Nie wiem, czy wiesz, ale istnieją też portale randkowe dla osób religijnych… Co do stylów przywiązania, poruszyłeś moim zdaniem ważny wątek. Bo jeśli na przykład ktoś z lękowym stylem przywiązania spotka osobę ze stylem unikowym, to ni diabła na dłuższą metę nic z tego nie będzie. Ale jeśli spotkają się dwie osoby ze stylem lękowym, albo jedna z nich będzie ze stylem bezpiecznym – nie bez pracy (bo nad każdym związkiem trzeba troszkę pracować, z nieba nic samo nie spada), ale są widoki 🙂 A może jakiś wolontariat jeśli oczywiście masz trochę wolnego czasu? Lub jakaś grupa przy parafii? Tam chyba można poznać wartościowych ludzi. Przeglądasz 7 wpisów - od 1 do 7 (z 7) Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.
nie wiem co ze sobą zrobić